Jako że temat problemów Grecji oraz przedłużających się negocjacji pomiędzy nią, a krajami wspólnoty walutowej jest w ostatnich dniach tematem nr 1, a jednocześnie dla inwestorów i traderów może stanowić źródło decyzyjne podczas handlu w najbliższych dniach, prezentujemy dzisiaj tekst, w którym poznać można szczegóły greckiego problemu. Prawidłowe zrozumienie obecnej sytuacji oraz jej wpływu na strefę euro oraz europejską walutę jest niezbędne dla zrozumienia zachować ceń i kondycji wykresów, które są dla tradera narzędziem pracy każdego dnia.
Na samym początku należałoby przytoczyć fakt, że w ostatnich dniach w rozmowach nastąpił przełom. Niestety nie taki jakiego oczekiwano. Coraz gorsza sytuacja Grecji zaowocowała ogłoszeniem referendum, na którym greccy obywatele zadecydują, czy powinno się przyjąć warunki programu pomocowego. W poniższym artykule postaramy się pokrótce wyjaśnić przyczynę ciężkiej sytuacji w jakiej znajduje się Grecja, pomoc jaką otrzymała ona od pozostałych krajów wspólnoty, dlaczego postanowiono przeprowadzić referendum i wreszcie dlaczego niżej podpisany autor uważa, że niedzielne referendum jest bezsensowne. Zapraszamy do lektury.
Geneza greckich problemów
Co do początków problemów finansowych Grecji zdania są podzielone. Zarówno pod względem momentu, w którym wszystko się zaczęło, jak i konkretnych przyczyn. Niektórzy dopatrują się ich w czasach przed wprowadzeniem waluty euro, kiedy to Grecja miała tuszować niską wydajność swojej gospodarki zmianami kursu obowiązującej wtedy drahmy. Inni jako przyczynę podają zbyt wczesne przystąpienie państwa do unii walutowej. Istnieje także opinia, że kryzys spowodowany jest głównie przez ogrom ulg finansowych oraz różnorodnych bonusów, jakie rząd Grecji oferował swoim obywatelom. Osobiście nie mam zdania co do pierwotnej przyczyny całej sytuacji, dlatego na potrzeby tekstu przytoczę jedynie sytuację z ostatnich kilku lat, która niewątpliwie doprowadziła do sytuacji, którą możemy śledzić w dniu dzisiejszym.
W roku 2009 większość rozwiniętych gospodarek świata mierzyło się z kryzysem zapoczątkowanym w Stanach Zjednoczonych. Grecja nie była tu wyjątkiem. Rewizja danych spowodowana bardzo słabą kondycją gospodarczą (między innymi przez ujemny wzrost gospodarczy), wykazała ogromny deficyt budżetowy kraju (sytuacja kiedy wydatki państwa przekraczają jego dochody). Spowodowało to obniżenie ratingu Grecji w zaledwie kilka tygodnie z A do BBB+, co z kolei przyczyniło się do pozbywania się przez inwestorów oraz instytucje finansowe greckich aktywów. Niedługo potem, na początku 2010 roku, ówczesny premier Grecji – Georgios A. Papandreou oficjalnie wystąpił o pomoc finansową do wspólnoty europejskiej. Pogorszyło to tylko sytuację, gdyż na informację o tak dużych problemach finansowych państwa, agencja ratingowa S&P obniżyła dotychczasowy rating z BBB+ na status „nieinwestycyjnego”.
Oferowana pomoc
Wyprzedaż greckich aktywów tylko się nasiliła. Miesiąc później (maj 2010), instytucje Unii Europejskiej (popularna „Troika”, składająca się
z Europejskiego Banku Centralnego, Komisji Europejskiej, oraz Międzynarodowego Funduszu Walutowego), zaproponowały Grecji program naprawczy. W zamian za przeprowadzenie reformy systemu emerytalnego, czy między innymi ustalenia górnego progu zarobków oraz bardzo ograniczonego budżetu na rok następny, Troika zaoferowała pomoc finansową w postaci 110 miliardów euro. Rząd Grecji przystał na propozycję rozpoczynając wprowadzanie niezbędnych cięć. Niestety „zaciśnięcie pasa” najbardziej uderzyło w szarych obywateli, gdyż to oni w głównej mierze zostali obarczeni skutkami poczynionych oszczędności. W 2011 roku sytuacja polityczna kraju znacząco pogarszała się za sprawą licznych protestów oraz zamieszek. To oraz wyraźne niedoszacowanie skali finansowego problemu spowodowało, że premier Papandreou po raz kolejny został zmuszony do zwrócenia się o pomoc do Troiki.
W lipcu 2011 roku wspólnota europejska przedstawiła kolejne propozycje pomocy (między innymi wydłużenie okresu spłaty pierwszego programu z 7 do 15 lat oraz zmniejszenie jego oprocentowania z 5 do 3,5%). Zaproponowała także kolejną transzę pomocy w wysokości około 130 mld euro (kwota ta zmieniała się w trakcie długich i ciężkich negocjacji, jednak jest to nieistotne patrząc przez pryzmat niedzielnego referendum). 4 miesiące później dość nieoczekiwanie nowym premierem Grecji zostaje Lucas Papademos w związku z rezygnacją dotychczasowego premiera Georgios Papandreou. Nowy szef rządu bardzo szybko przystępuje do wypełniania swojej części kontraktu przy realizacji drugiego programu pomocowego jakim w tym wypadku były kolejne cięcia budżetowe. W 2012 roku spowodowało to eskalację protestów oraz zamieszek na terenie kraju. Kolejne pogorszenie sytuacji politycznej prowadziło do destabilizacji rządu, czego efektem było powołanie nowego premiera – Antonisa Samarasa (powołany w czerwcu). Skorzystał on na staraniach swojego poprzednika, za kadencji którego, dzięki restrukturyzacji długu Grecji, udało się pozyskać oszczędności w kwocie przewyższającej 100 miliardów euro. Sytuacja ekonomiczna kraju stopniowo wracała do normy, co potwierdzały wskaźniki makroekonomiczne takie jak wzrost produktu krajowego brutto, czy zmniejszanie deficytu budżetowego. Jednakże, pomimo poprawy kondycji systemu finansowego oraz ogólnej gospodarki, nie przekładało się na sytuację szarego obywatela, którego stopa życia spadła drastycznie przez ostatnie 4 lata. Niezadowolenie wśród obywateli skutkuowało kolejną destabilizacją rządu, a Grecy w przyśpieszonych wyborach parlamentarnych (25 stycznia 2015 roku) wybrali lewicową partię Syriza, co okazać się miało posunięciem brzemiennym w skutkach.
Historia najnowsza
Na czele rządu stanął Alexis Tsipras, który od razu musiał zmierzyć się z poważnym problemem – już pod koniec lutego kończył się drugi program pomocy finansowej dla Grecji, która jak się okazuje jeszcze nie do końca podniosła się z kolan. Jednakże ostatecznie nowo powstałemu rządowi udało się osiągnąć porozumienie z Troiką, która wydłużyła program do czerwca. Troika sugerowała jednocześnie, że w ramach kontynuowania pomocy, rząd Alexisa Tsiprasa musi przedłożyć kolejne propozycje oszczędności, które można wprowadzić do greckiej gospodarki, na co Grecja…. nie przystaje.
Nastawienie nowego lewicowego organu władzy wykonawczej zdumiało całą wspólnotę europejską. Faktem jest jednak, że Syriza wygrywając wybory głównie dzięki obietnicom walki o sprawy finansowe obywateli, sama zapędziła się między młot a kowadło, gdyż z jednej strony otwarte wycofanie się z obietnic zapewne skończyłoby się kolejną falą zamieszek, natomiast z drugiej oczywistym było, iż pomoc finansowa Europy jest Grecji niezbędna. Najlepiej pokazał to moment, gdy w czerwcu przyszedł czas na spłacenie kolejnej transzy pożyczki (już w maju wystąpiły problemy ze spłatą, jednak wtedy rząd grecki, mocno upraszczając, spłacił ratę zaciągniętą gdzie indziej pożyczką). Premier Tsipras dzięki znajomości kruczków finansowych odroczył spłatę raty do końca czerwca 2015 roku. Należy pamiętać, że w trakcie tego między Grecją a Troiką nieustannie trwały negocjacje. Negocjacje prowadzące do niefortunnego dla Grecji finału.
Nieoczekiwana decyzja Grecji
Z nie do końca jasnych przyczyn, premier Alexis Tsipras pod koniec czerwca ogłosił, że 5 lipca odbędzie się referendum w sprawie programu pomocowego. Przywódca rządu, być może pod presją Syrizy lub z chęci odsunięcia od siebie przynajmniej części odpowiedzialności za pogłębienie kryzysu, uznał że decydujący głos dotyczący przyszłości kraju powinni mieć jego mieszkańcy. Kolejne domysły sugerują, że miała być to karta przetargowa, która wyniesie Grecję na lepszą pozycję w pertraktacjach ze wspólnotą europejską, która w założeniu powinna zaniepokoić się grecką pewnością siebie. Niestety, po raz kolejny ugrupowania rządzące przeszacowały swoją pozycję oraz możliwości.
W sobotę przedstawiciele komisji europejskiej opublikowali oświadczenie, w którym donoszą, że mimo najszczerszych chęci oraz otwartości na współpracę, strona grecka do końca pozostała głucha na propozycję, dlatego dalsze negocjacje nie mają racji bytu. Potwierdzeniem tych słów była decyzja EBC, który oficjalnie odmówił Grecji, proszącej o dodatkowe finansowanie w ramach programu ELA. Był to jak dotąd najwyraźniejszy i najbardziej zdecydowany krok Unii Europejskiej, zmuszający greckie banki do pozostania zamkniętymi w ubiegłym tygodniu w obawie przed masowym wypłacaniem depozytów, co prowadziłoby je do bankructwa. Sytuacja Grecji jeszcze nigdy nie była tak poważna.
Referendum
I tak dochodzimy do istoty i zasadności samego referendum. Nadmieńmy ponownie, że mimo wielu plotek, głosowanie nie będzie dotyczyło wystąpienia Grecji ze strefy euro, lecz kontynuowania polityki oszczędności, pozwalającej kontynuować program naprawczy. Jednakże wpadamy tu w swoiste błędne koło, gdyż samo referendum paradoksalnie nie przesądzi o niczym, gdyż grecki rząd sam wypowiedział współpracę ze wspólnotą europejską ustanawiając je bez żadnych konsultacji z drugą stroną na 5 lipca 2015. W wypadku gdy Unia Europejska podtrzyma swoje stanowisko, nawet pozytywny przebieg referendum nie spowoduje kontynuacji programu.
Kolejną istotną kwestią są sami obywatele. Istnieje obawa, że przeciętny grecki obywatel nie rozumie skali problemu, wie za to, że połowa jego rodziny straciła pracę, a jemu samemu obcięto emeryturę o 30%. Wobec takiego obrazu rzeczywistości, zostaje on postawiony przed urną referendum, gdzie ma zagłosować czy wyraża zgodę, żeby zabrano mu jeszcze więcej. Niestety nie jestem pewien, czy świadomość gospodarcza obywateli greckich jest na tyle zaawansowana, by poświęcić własne dobra na rzecz ratowania organizmu państwowego.
Ten krótki wywód skłania mnie ku wnioskom, że referendum samo w sobie ograniczy się do roli, jaką miało odegrać w założeniu premiera Tsiprasa – będzie pokazówką, która nie rozwiąże głównego problemu.
Grexit
Osławiony w ostatnich tygodniach termin znaczący wystąpienie Grecji ze strefy euro. Jednak w tym przypadku także pozostaję sceptyczny z kilku powodów.
- Zmiana waluty – powszechnie wiadomo, że każdej zmianie waluty towarzyszy chwilowe pogorszenie się sytuacji finansowej obywateli, wpływa to także na gospodarkę państwa. Widać to było w każdym kraju wprowadzającym euro – walutę silną i stabilną. Dodajmy do tego fakt, że aby oficjalnie przejść na rozliczanie się we wspólnej walucie, każda gospodarka musiała spełnić pewne minimalne wymogi. Zmiana waluty w sytuacji gdy państwo stoi w obliczu bankructwa, a gospodarka jest w recesji (rosnące bezrobocie, ujemny wzrost gospodarczy), może okazać się ostatnim gwoździem do trumny rynku greckiego. Należy także pamiętać, że przejście na pojedynczą, zdecydowanie mniej znaczącą walutę w momencie, gdy sytuacja ekonomiczna państwa jest nomen omen tragiczna, przypuszczalnie spowoduje natychmiastową deprecjację drahmy (waluta do której miałaby powrócić Grecja), to z kolei pogrążyłoby handel zagraniczny, nie mówiąc już o wzroście zadłużenia względem Unii Europejskiej, spowodowanej stosunkiem wartości drahmy do euro.
- Brak konkretnych procedur – traktat unijny nie przewidywał opuszczania strefy euro, dlatego też nie ma żadnej procedury, która warunkowałaby jakiekolwiek postępowanie z tym związane. Teoretycznie wyjście ze strefy jest więc niemożliwe, a decyzja Grecji o opuszczeniu jej mogłaby zostać odebrana jako policzek wymierzony UE, która zareagowałaby na to konkretnymi sankcjami (w założeniu, że Grecja pozostanie członkiem Unii Europejskiej, co jak się wydaje nie jest zagrożone).
- Precedens – załóżmy jednak, że Grecja odstąpi od wspólnej waluty. Stworzyłoby to pewien precedens, na który nie wiadomo jak zareagować. O ile w przypadku dalszego pogrążania się państwa, sytuacja we wspólnocie powinna się unormalizować. Jednakże w przypadku gdyby Grecja po powrocie do drahmy podniosła się z kolan i zaczęła rozkwitać gospodarczo, mogłoby to okazać się wodą na młyn dla innych państw, które masowo zaczęłyby powracać do starych walut.
Pozwolę sobie jednak przytoczyć tu pewną teorię spiskową, z którą po części się zgadzam. Otóż wspólnota walutowa nie dopuści do wystąpienia Grecji ze strefy euro. Dlaczego? Dlatego, że w interesie największych rynków europejskich, takich jak Niemcy i Francja, leży by kraje o słabszych gospodarkach pozostawały we wspólnocie z uwagi na fakt, że równoważą one szybki rozwój zaawansowanych rynków, dzięki temu utrzymując kurs euro na poziomie pozwalającym na swobodny handel zagraniczny. W przypadku, w którym wszystkie kraje Europy powróciłyby do swoich dawnych walut, Niemcy lub Francja mogłyby znaleźć się w sytuacji nie odbiegającej daleko od tego, co spotkało SNB oraz szwajcarskiego franka. Waluty doskonale rozwijających się gospodarek mogłyby zostać masowo wykupywane przez banki centralne oraz instytucje finansowe, doprowadzając do sytuacji, w której bank centralny zainteresowanej gospodarki nie miałby większego wpływu na wartość swojej waluty. Z tego względu jestem zdania, że grexit nie dojdzie do skutku.
Jeśli nie grexit to co?
Pomimo dużej dozy sceptycyzmu w sprawie grexitu, to właśnie z tym wiążę moje obawy. Posługując się bardzo prostą logiką – jeżeli z organizmu odejmie się zainfekowany człon, organizm wcześniej czy później powraca do zdrowia. Takim zainfekowanym członem na dzień dzisiejszy jest według mnie Grecja, jednakże rządzący Unią Europejską obawiają się, że organizm nie przetrwałby takiej amputacji. Dlatego dalej będą kurczowo trzymać się swojego najsłabszego ogniwa, które w mojej opinii jeszcze nie raz odbije się nam czkawką.
Informujemy, że treści zaprezentowane w niniejszym serwisie nie stanowią rekomendacji ani porady inwestycyjnej w rozumieniu Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 r, (Dz. U. z 2005 r., Nr 206, poz. 1715) w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych ich emitentów lub wystawców. Treści te mają charakter informacyjny i przygotowane zostały z należytą starannością oraz w oparciu o najlepszą wiedzę ich autorów. Autorzy oraz właściciele niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za decyzje inwestycyjne podjęte na podstawie informacji zawartych w niniejszym serwisie, a w szczególności za wynikłe z nich straty.